„Zasmakuj w bibliotece”

Czytelnik też czasem musi jeść, czyli smakołyki literackie – część III
„Na stole stał dzban kremowego mleka dla dzieci (pan Bóbr wolał zostać przy piwie) i wielka bryła złocistego masła, z której każdy mógł sobie brać do kartofli tyle, na ile miał ochotę.” – C. S. Lewis, „Lew, czarownica i stara szafa”

Narnia od kuchni
Twórcą znakomitego, liczącego siedem tomów cyklu „Opowieści z Narnii”, jest angielski pisarz Clive Staples Lewis. Autor rzez 29 lat wykładał na uniwersytecie w Oksfordzie literaturę angielską. Tam zaprzyjaźnił się z innym znanym profesorem, Johnem Ronaldem Reuelem Tolkienem, i stał się pierwszym czytelnikiem i recenzentem „Władcy Pierścieni”! 😊 Jeśli jesteście fanami narnijskiego cyklu C. S. Lewisa, lubicie smaczną literacką strawę, tę dla ciała i tę dla ducha, to książka „160 smakowitych przepisów kulinarnych z krainy Narnia” autorstwa Paolo Gulisano i Luisy Vassalo, wydana przez Wydawnictwo Franciszkanów Bratni Zew, jest dla Was. Czytając ją, odszukacie w pamięci niektóre fragmenty dzieł C. S. Lewisa, a przy okazji spróbujecie (oczywiście po przygotowaniu) potraw rodem z Narnii. Znajdziecie w tej książce przepisy na dania wykwintne, wprost z uczty na zamku Ker-Paravel. Będziecie mogli też wstąpić na herbatkę do Tumnusa, a może na obiad do rodziny bobrów. Przypomnicie sobie, jakie śniadanie jada święty Mikołaj i jak wygląda uczta u Aslana…
A czym pachnie Narnia od kuchni? Jak czytamy we wstępie, napisanym przez autorów książki, w kuchni Narni „unosi się woń smażonej na boczku cebuli, aromatycznych sosów, zapach nowalijek, przyjemna woń pieczonych mięs”. Zatem ta książka zabierze Was w smakowitą podróż kulinarną tropem postaci, które zamieszkują świat Narnii, abyście i Wy mogli zakosztować specjałów tej baśniowej krainy, takich jak pieczeń z kaczki w pomarańczach, pstrągi w pietruszce, starorzymski placek foccacia, słodki krem z orzechów laskowych, aromatyczny napój Aslana… Te wspaniałe przepisy pozwolą Wam poczuć emocje bohaterów Narnii, którzy rozkoszują się przy kominku kawałkiem kruchego ciasta lub zasiadają do biesiadnego stołu na zamku Ker-Paravel. Jak piszą autorzy, „Miejsca siedzące są już przydzielone Piotrowi, Zuzannie, Aslanowi, Łucji, Edmundowi, Tumnusowi, którzy już niebawem przybędą na królewską ucztę. Niemniej jednak stół biesiadny jest długi i wiele krzeseł jest wolnych. Miejsca wystarczy dla wszystkich, więc warto wiec przyłączyć się do tej radosnej uczty!”
Z fragmentami książki można zapoznać się pod linkiem:
160 przepisów
A na pobudzenie apetytu proponuję rozdział z tomu „Lew, czarownica i stara szafa” pod tytułem:
W domu Bobrów
Źródło zdjęcia:
https://pl.pinterest.com/pin/395824254728691463/
„Pośrodku tamy, częściowo w nią wbudowany, wyrastał śmieszny domek przypominający wielki ul. Z dziury w jego szczycie ulatywał wesoły dymek i już sam ten widok (zwłaszcza gdy się było głodnym) przywodził na myśl gotowanie, pieczenie i smażenie, co sprawiało, że czuło się jeszcze większy głód niż przedtem. […]
– A więc jesteśmy, żono – powiedział pan Bóbr. – Znalazłem ich. Oto są Synowie i Córki Adama i Ewy.
Pierwszą rzeczą, która zwróciła uwagę Łucji, kiedy weszli do środka, był dziwnie znajomy turkot. Potem zobaczyła puszystą postać siedzącą w kącie przy maszynie do szycia. Była to pani Bobrowa. Na ich widok zatrzymała maszynę, wstała, wyjęła długą nitkę, która zwisała jej z pyska, i spojrzała na nich przyjaźnie.
– A więc wreszcie przybywacie! – powiedziała, wyciągając do nich swoje pomarszczone, stare łapy. – Nareszcie! Pomyśleć tylko, że dożyłam tego dnia! Kartofle już się gotują, czajnik podśpiewuje i mam nadzieję, panie Bobrze, że przyniesiesz nam jakąś rybkę.
– Przyniosę, a jakże – odpowiedział pan Bóbr i chwyciwszy cebrzyk, wyszedł z domu (a Piotr z nim). […]
W tym samym czasie dziewczynki pomagały pani Bobrowej napełnić kociołek wodą, nakryć do stołu, pokroić chleb, włożyć talerze do piekarnika, aby się ogrzały, z beczułki stojącej w kącie nalać dla pana Bobra piwa do sporego dzbanka, postawić na ogniu patelnię i rozgrzać tłuszcz. Łucja pomyślała sobie, że dom państwa Bobrów jest bardzo przytulny. […] Nie było w nim książek ani obrazów, a zamiast łóżek wbudowano w ściany prycze, jak na okręcie. Z sufitu zwieszały się szynki i wieńce cebuli, a na ścianach wisiały gumowe buty, płaszcze nieprzemakalne, siekiery, nożyce, szpadle, rydle, rozmaite narzędzia murarskie, wędki, sieci rybackie i więcierze. A obrus na stole, choć bardzo czysty, był szorstki w dotyku.
Właśnie, kiedy tłuszcz na patelni zaczynał już skwierczeć, Piotr i pan Bóbr powrócili z rybami, które gospodarz uprzednio wypatroszył i oczyścił nożem na świeżym powietrzu. Możecie sobie wyobrazić, jak cudownie pachniała smażąca się świeżo złowiona ryba i jak bardzo dzieciom uciekały do niej języki, i jak głód ich wzrastał i wzrastał z każdą chwilą, aż wreszcie pani Bobrowa oznajmiła: „No, to jesteśmy już prawie gotowi”. Zuzanna odcedziła kartofle i postawiła je jeszcze na kuchni, aby odparowały, a Łucja pomogła pani Bobrowej wyłożyć pstrągi na półmisek. Wreszcie każdy mógł przysunąć sobie jeden ze stołków […] i przygotować się na bliskie już rozkosze podniebienia. Na stole stał dzban kremowego mleka dla dzieci (pan Bóbr wolał zostać przy piwie) i wielka bryła złocistego masła, z której każdy mógł sobie brać do kartofli tyle, ile miał ochotę. Każde z dzieci pomyślało sobie – a ja zgadzam się z nimi – że nie ma nic lepszego nad dobrą rybę ze słodkiej wody, jeżeli je się ją w pół godziny po złowieniu i w pół minuty po zdjęciu z patelni. A kiedy skończyli jeść rybę, pani Bobrowa wyciągnęła niespodziewanie z piekarnika wielką, jeszcze gorącą i polukrowaną na wierzchu struclę z marmoladą i postawiła imbryk na ogniu, tak że kiedy skończyli struclę, herbata już była gotowa. I kiedy każdy dostał filiżankę herbaty, każdy podsunął swój stołek do ściany, aby się o nią wygodnie oprzeć, i każdy wydał z siebie długie westchnienie pełnego szczęścia”.
Clive Staples Lewis, W domu Bobrów, [w:] tegoż, Lew, czarownica i stara szafa, tłum. Magdalena Sobolewska, Warszawa 1999, s. 35–37.

Opracowanie: Maria Stańczuk